Maria Treben- zielarka, którą poznał cały świat
Maria Treben - zielarka, którą poznał cały świat
Maria Treben to ikona ziołolecznictwa. Każdy, kto choć trochę interesuje się ziołami, musiał słyszeć o tej australijskiej zielarce. Swoimi recepturami pomogła niezliczonej liczbie ludzi z różnych kontynentów, a kiedy odchodziła - mówił o niej cały świat.
Maria urodziła się 27 września 1907 roku w Saaz, na terenie niegdysiejszego Kraju Sudeckiego. Miała jeszcze dwie siostry. Jej ojciec był właścicielem drukarni, a matka całkowicie poświęciła się wychowywaniu swoich trzech córek. Matka była zwolenniczką domowych sposobów leczenia, powtarzała za księdzem Sebastianem Kneippem, który był jej bardzo bliski: „dla leczenia każdej choroby zostało stworzone odpowiednie zioło”.
Maria niejako została „zarażona” miłością do ziół, co zaznaczyła w swojej przedmowie do książki pt. „Apteka Pana Boga”, w której pisze: „Moja Matka, pełna zachwytu zwolenniczka księdza Kneippa i jego metod, starała się oczywiście, nam dzieciom, zapewnić dorastanie bez wpływu czynników chemicznych”. To imponowało i zachwycało Marię. Za sprawą swojej matki wychowywała się w świadomości, że nie można uciekać od przyrody, że trzeba nauczyć się z nią współgrać. I uczyła się, kiedy wypoczywała podczas ferii u pewnej rodziny nadleśniczego, jak wspominała w swojej książce, to tam zaczęła kiełkować w niej świadomość nierozłączności z naturą. Sama wspomina to tak: „Mogłam tam realizować swoje daleko, ponad wiek rozwinięte, skłonności do obcowania z naturą, wczuwania się w nią i doświadczania jej”. Wtedy jednak jeszcze nie poznała działania ziół, ale nauczyła się je rozpoznawać. W tym czasie wykształciło się w niej coś, co zaowocowało późniejszą zadziwiającą łatwością poruszania się w skomplikowanej materii ziołolecznictwa. Była wręcz zasypywana pytaniami, skąd u niej ta znajomość ziołolecznictwa. Można też przypuszczać, że to w tym właśnie czasie wykształciła się w niej głęboka wiara w Boga, która towarzyszyła jej przez całe życie. Im bardziej poznawała lecznicze właściwości ziół, tym bardziej była za nie wdzięczna Bogu. Mawiała, że, powinniśmy ponownie odkryć nasze zioła lecznicze, którymi Pan Bóg, przez swą dobroć, obdarza nas od niepamiętnych czasów.
Przełomowe wydarzenie
Można powiedzieć, że dzieciństwo Marii było bazą przygotowawczą pod późniejszą naukę leczniczych właściwości ziół, co nie znaczy, że było sielankowe. Maria w wieku 10 lat musiała zmierzyć się z utratą ojca, który zginął wskutek nieszczęśliwego wypadku. Dwa lata po tym zdarzeniu rodzina przeniosła się do Pragi, tam trzy siostry skończyły szkołę, po zakończeniu liceum Maria rozpoczęła pracę w redakcji. W tym czasie właśnie, gdy była młodą kobietą, zdarzyło się coś, czemu mogła się przyjrzeć i poznać cudowną leczniczą moc ziół. Poznała pewną zielarkę, która mieszkała w okolicach Karlovych Varow. Zielarka za pomocą ziół miała wyleczyć dwie kobiety z białaczki: 40-letnią wdowę, której lekarze dawali tylko 3 dni życia i 38-letnią matkę czworga dzieci. Maria wówczas uświadomiła sobie zbawczą moc ziół, mówiła o nich, że tkwi w nich Boża moc, ale mimo że wchłaniała wiedzę o ziołach w zdumiewający sposób, to jeszcze nie myślała o tym, by zająć się ziołolecznictwem na poważnie, zgłębioną wiedzę zachowywała dla siebie. Potem przyszedł czas wojny, który w życiu Marii zbiegł się z czasem miłości. W 1939 roku wzięła ślub z Ernestem Trebenem, małżeństwo przeniosło się do malowniczego Kaplitz, dwa lata później na świat przyszedł ich syn Kurt Dieter. W 1945 roku zostali zmuszeni do opuszczenia rodzinnej miejscowości, Ernest został aresztowany, a Maria wraz z synkiem trafiła do obozu przesiedleńczego. Tam oboje zachorowali na tyfus. Jak zaznaczała, przeżyła tylko dlatego, że była leczona sokiem z glistnika.
Ernst Treben wyszedł na wolność dopiero w 1947. W 1953 roku razem z Marią zamieszkali w Grieskirchen, niewielkim miasteczku Górnej Austrii. Wieść o tym, że 46-letnia kobieta, która wprowadziła się do miasteczka, jest skarbnicą wiedzy o ziołach, szybko się rozniosła, a ona sama tę wiedzę poszerzała, jak tylko mogła. Miejscowi przychodzili do niej, prosząc, by poleciła im coś na różnorakie dolegliwości. Któregoś razu, pewna mieszkanka przyniosła jej kopię starego rękopisu traktującego o ziołach szwedzkich. Rękopis był dziełem doktora Samsta i zawierał recepturę na przygotowanie ekstraktu z ziół, zwany również eliksirem życia. Maria wymieniała doświadczenia ze starszymi sąsiadami, zbierała zioła i przygotowywała z nich nalewki, które wykorzystywała do celów domowych. Cała jej wiedza zamykała się jednak w granicach jej miejsca zamieszkania, poznanymi recepturami dzieliła się tylko ze swoimi sąsiadami. Tak było aż do roku 1961. Wtedy to Maria jako 54-letnia kobieta żegnała na łożu śmierci swoją matkę. To wydarzenie było przełomowe, bo wtedy poczuła, że leczenie ludzi ziołami to jej misja. Od tej pory świadomie podchodziła do tematu ziołolecznictwa, tak, by jej działalność przyniosła ludziom, jak najwięcej korzyści. Czuła bowiem odpowiedzialność przed samym Bogiem.
Farmaceutka Pana Boga
Swój pierwszy wykład o ziołach wygłosiła w wieku 64 lat w sanatorium w Bad Mühllacken. Jakiś czas potem zaczęła pisać do katolickiego kwartalnika „Ringelblume” („Nagietek”). To za sprawą swoich publikacji stała się sławna, otrzymywała liczne telefony i listy, była zapraszana na wykłady w całej Australii, a chłonni wiedzy uczestnicy nagrywali je na kasety. Na jedną z nich trafił ksiądz Rauscher, przewodniczący stowarzyszenia Przyjaciół Ziół. To właśnie on namówił ją do wydania manuskryptu, by wszyscy zainteresowani mogli zapoznać się z jej wiedzą w spokoju w swoich domach. W 1976 roku ukazała się broszura pt. „Apteka Pana Boga”. Skupiała się w niej cała wiedza, którą Maria zdołała zgromadzić o ziołach podczas całego swojego życia. Od 1977 roku Maria Treben zaczęła jeździć ze swoimi wykładami poza granicę Austrii. Zjeździła Niemcy a później Szwajcarię, a ludzie, którzy przybywali na jej wykłady, zaczęli ją nazywać „farmaceutką Pana Boga”. Jej wykłady trwały po kilka godzin i gromadziły blisko 3 tysiące słuchaczy. Maria po męczących wykładach nawilżała uszy i powieki ziołami szwedzkimi. Jak mówiła, dodawało jej to energii oraz odświeżało. Liczba wykładów wciąż rosła, podobnie, jak sprzedaż książki „Apteka Pana Boga”. „Farmaceutka Pana Boga” otrzymywała listy i telefony z całego świata. Ludzie prosili ją o porady, byli nawet tacy, którzy chcieli kupować od niej zioła i przyjeżdżać na konsultacje, było ich na tyle dużo, że we wstępie do drugiego, rozszerzonego wydania książki pt. „Apteka Pana Boga” postanowiła zawszeć następujące zdanie: „[…] Koniecznie chciałabym jeszcze zaznaczyć, że w każdym względzie starałam się przedstawić wszystkie moje doświadczenia w formie uzupełnionej i poprawionej książki tak, aby pomagały ludziom. Dalsze rozszerzenie tej materii wiążę z jedną prośbą: Proszę do mnie nie telefonować i nie pisać listów! Nie przyjmuję również wizyt! […]”. Maria najbardziej cieszyła się z listów, w których dowiadywała się, że ludzie, stosując się do jej porad, pomagają innym. Sprawiało jej wielką radość, kiedy czytała o tym, że jej książka jest oparciem dla ludzi żyjących w stresie albo kiedy dowiadywała się o tym, że mimo tego, że łatwiej jest sięgnąć po leki gotowe, jej czytelnicy woleli sami przygotować zioła, zgodnie z zasadą, którą można przypisać tylko ziołom: „jeśli nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi”. Nie obyło się także bez gorzkich chwil i krytyki ze strony innych. Trzeba pamiętać o tym, że Maria Treben nie była żadnym autorytetem naukowym, swoje spostrzeżenia i rady zawarte w książce oparła wyłącznie na bogatym doświadczeniu, jakie zdobyła podczas swojego życia. To właśnie dlatego, od czasu publikacji książki, była atakowana ze wszystkich stron. Na szczęście miała także wielu zwolenników. Dzięki licznym listom od jej zwolenników, wśród których byli także lekarze i terapeuci, zdecydowała się, by najnowsze doświadczenia przedstawić w nowym, poprawionym i poszerzonym wydaniu wspomnianej książki.
Zdrowy rozsądek i pokora
Pomimo tego, że Maria potrafiła poruszać się w skomplikowanej materii ziołolecznictwa, mimo że jej kuracje ziołowe odnosiły określony skutek, nie przedkładała swojej wiedzy ani doświadczenia ponad medycynę akademicką. Wskazywała, że przy pierwszych objawach niedyspozycji, gorączce lub innych wyraźnych objawach choroby byłoby niewybaczalnym błędem, nie zwracając się w odpowiednim czasie do lekarza, aby ten postawił diagnozę i udzielił porady. Maria wychodziła z założenia, że każde stosowanie ziół powinno być konsultowane z lekarzem. Uważała, że przebieg oraz leczenie choroby powinien pozostawać pod skrupulatną kontrolą lekarską. Śledziła sympozja i kongresy lekarskie, cieszyła się, gdy lekarze coraz częściej doceniali naturalne środki lecznicze.
Swój ostatni wykład Maria wygłosiła w 1987 roku. Wraz z mężem tworzyli parę pełną miłości, szacunku i wzajemnego zrozumienia. Oboje nie wyobrażali sobie życia, które toczyłoby się z dala od przyrody. Codziennie wybierali się na dwugodzinny spacer i zbierali zioła. To był ich rytuał. Później Ernest je ciął i suszył na strychu. Zioła były ułożone gatunkami na grubym papierze pakowym. Wśród nich znajdowały się: przywrotnik, krwawnik, rumianek, dziurawiec, nagietek, tymianek, jemioła, przytulia i ślaz. Ernest odszedł nagle w 1988 roku. Maria dotkliwie przeżyła jego śmierć. Od tej chwili nie zanosiła się śmiechem, rzadko wychodziła z domu i nie odnajdywała w sobie już tej radości życia. Zmarła 3 lata później - 26 lipca 1991 roku, w dzień imienin Anny - swojej matki. Ponieważ na całym świecie znana była jako „farmaceutka Pana Boga”, o jej śmierci mówiono również w radiu i prasie.
Książki Marii Treben do dziś są czytane na całym świecie i choć jej receptury niegdyś budziły kontrowersje, to trzeba zaznaczyć, że to właśnie za jej sprawą zaczęto ponownie doceniać medycynę naturalną i naturalne sposoby leczenia.
My również stawiamy na kontakt z naturą, dlatego w naszym sklepie znajdują się także naturalne maści i kremy. Wśród nich m.in. maść konopna, która intensywnie nawilża i natłuszcza skórę, ale o właściwościach kosmetyków z konopi napiszemy innym razem.
Komentarze
Napisz komentarz